Ostatnim kurortem, odwiedzonym po drodze z Kołobrzegu, było Mielno. Ależ tam było ludzi! Masakra! Lubię ludzi, nie przeszkadza mi tłoczny nadmorski deptak. Ale tam było tak jakoś specyficznie, tak polsko ;) A może ja już po prostu byłam po całym dniu bardzo zmęczona...
Był za to całkiem fajny naparstek:
I jeszcze drugi z łódkami sobie kupiłam, bo naparstek ma fajnie umieszczony napis i widać, skąd jest. Co prawda, mam taki sam z Pobierowa, ale tamten ma napis na plecach ;)
To koniec moich wakacyjnych zdobyczy, kupionych i przywiezionych własnoręcznie znad naszego pięknego Bałtyku ;) Bardzo lubię takie pamiątki!
Fajne polskie grubaski :)
OdpowiedzUsuńFajny taki kolorowy,śliczny:)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMuy lindo.
OdpowiedzUsuńBesos
Obydwa naparstki bardzo mi się podobają. Ja byłam dwa razy w Unieściu i tam było spokojnie. Mielno omijałam szerokim łukiem ;).
OdpowiedzUsuńTwo beautiful thimbles!
OdpowiedzUsuńKiss
Very nice :)
OdpowiedzUsuńKisses
Jakie ładniutkie pamiątki z wojaży.
OdpowiedzUsuńMorskie grubaski - śliczne ;)
OdpowiedzUsuń